Na życzenie przyjeżdzamy do klienta
Czytelnia
Kłamstwo łóżkowe. Jak często uprawiać seks?
Jeszcze w ubiegłym roku "British Medical Journal" zalecał, by mężczyźni po czterdziestce uprawiali seks mniej więcej dwa razy w tygodniu, co miało im gwarantować, że będą dłużej żyć i cieszyć się dobrym zdrowiem. Te poglądy są dziś coraz mniej popularne. Martin Kafka, amerykański psychiatra i seksuolog, radzi swoim pacjentom: "Zerwijcie z wbijaną wam od lat do głów formułką, że należy się kochać jak najczęściej". Należy wreszcie skończyć z przymusem średniej statystycznej i słuchać wyłącznie własnego organizmu - uważa Kafka. Najbardziej naturalna częstotliwość kontaktów seksualnych u człowieka to od dwóch do czterech stosunków w miesiącu.
Między Ameryką a Chinami
Z danych opracowanych przez firmę Durex, producenta prezerwatyw, wynika jednak, że w wielu krajach (Rosja, Francja, Stany Zjednoczone, Grecja, Węgry, Brazylia) miłość uprawia się minimum dwa razy w tygodniu. W Hiszpanii, Niemczech, Włoszech, Kanadzie, Meksyku, Australii i Indiach średnio półtora raza na tydzień. Pierwsze miejsce na tej liście zajmują Amerykanie (132 stosunki rocznie), ostatnie - Chińczycy (poniżej 70). Takiego zróżnicowania aktywności seksualnej nie uzasadniają względy klimatyczne ani rasowe, lecz wyłącznie kulturowe. Podobnie jest ze średnią długością stosunku: w Polsce i Hiszpanii trwa on kwadrans (w Rosji, Włoszech i Tajlandii jeszcze krócej), zaś w USA - prawie pół godziny. Nie znaczy to, że Amerykanie mają znacznie wolniejsze reakcje organizmu. Znaczy to, że przedłużanie trwania samego kontaktu seksualnego, często kosztem gry wstępnej, jest tam swoistym wymogiem obyczajowym, by nie rzec - towarzyskim.
Ciekawy jest przykład Niemiec, które znalazły się mniej więcej w środku tabeli z wynikiem 97 stosunków rocznie, zbliżonym do polskiego. Ankieta przeprowadzona wśród czytelników niemieckiego tygodnika "Focus" dowodzi bowiem, że Niemcy chcą się kochać częściej: 30 proc. mężczyzn oraz 14 proc. kobiet deklaruje, że dwa razy w tygodniu to dla nich zdecydowanie za mało. Jakie są faktyczne powody takich odpowiedzi? - zastanawiają się seksuolodzy.
Uprawiamy seks dlatego, że rzeczywiście chcemy, czy dlatego, że tak wypada? Okazuje się, że to drugie. Ponad 75 proc. respondentów przyznało, że kocha się, bo "jest to ważne dla związku", 61 proc., zaś odpowiedziało: "bo tego oczekuje mój partner". Jest to więc seks pod silnym przymusem: jedna strona domyśla się, że druga "chce więcej", i mobilizuje się do większej aktywności, by lepiej wypaść w jej oczach. Prawie trzy czwarte ankietowanych zaznaczyło bowiem, że wcale nie ma ochoty na więcej.
Ludzie nie potrzebują zwiększania dawki seksu, potrzebują natomiast polepszenia tego, co mają - twierdzi amerykańska seksuolog Leonore Tiefer. Zdaniem prof. Uwe Hartmanna z Uniwersytetu w Hanowerze, seksualność każdego człowieka funkcjonuje jak mały wewnętrzny silnik. Ile seksu tak naprawdę potrzebujemy, zależy od tego właśnie silnika. - Jeśli wystarcza nam seks raz w roku, nikt nie ma prawa wpływać na zmianę tej potrzeby. Żadne statystyki, poradniki czy artykuły w prasie o miłosnych terapiach lub seksualnych ilorazach – przekonuje prof. Hartmann.
Jak powstało kłamstwo łóżkowe
Wiele kontrowersji wzbudza ostatnio książka Michaela Mary, który pokusił się o przygotowanie antyporadnika seksualnego. Na świecie zbyt często rozpadają się całkiem poprawne związki tylko dlatego, iż partnerom wydaje się, że nie potrafią sprostać seksualnym wymaganiom - twierdzi Mary. Powszechna opinia, że układ musi się opierać na wzajemnej fascynacji seksualnej, jest przeżytkiem i przynosi więcej szkody niż pożytku. "Nie wolno wymagać od ludzi, by po piętnastu latach ciągle odczuwali silne pożądanie na widok ciała partnera. To nierealne, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Wiele małżeństw potrafi żyć bez seksu - znacznie więcej, niż próbuje nam się wmówić. Ktoś, kto się jednak otwarcie do tego przyznaje, uchodzi za osobę oziębłą, a nawet niespełna rozumu. Problem polega na tym, że kiedyś seks był obowiązkiem małżeńskim, dzisiaj zaś tym obowiązkiem staje się sama fascynacja seksem. To absurd. Seksualność nie ma prawa stać się pracą" - przekonuje Mary na łamach swojej książki. "Najgorszym kłamstwem jest twierdzenie, że dobry, zdrowy związek opiera się wyłącznie na dobrym, zdrowym seksie" - dodaje. Tak powstaje kłamstwo łóżkowe. Takie właśnie stereotypy powodują, że miliony ludzi na całym świecie myślą o sobie jak o nieudacznikach. Bzdurą jest też przekonanie, że miłość jest nierozerwalnie związana z pożądaniem. "Czy jeśli mija pożądanie, mija też miłość?" - pyta Mary.
Erotyka w odwrocie?
Inne podejście do seksu zaczyna mieć najmłodsza generacja, wyrosła w klimacie wszechobecnej erotyki - podaje niemiecki tygodnik "Stern". Nastaje czas pokolenia Y, bardziej pewnego siebie i świadomego swojej seksualności. - Seks nie stanowi dla nich tabu, obchodzą się jednak z nim ostrożniej niż ich rodzice. Świadomie wybierają partnera, a moda na "z byle kim, byle gdzie" ich już nie dotyczy. Nie podpisują się też pod hasłem "Dziewictwo nie jest popularne" i nie przechwalają swoimi erotycznymi popisami. O seksie chcą wiedzieć dużo, nie są pruderyjni, ale wiedzę tę wykorzystują rozważniej - zauważa Doris Grimm, niemiecka seksuolog. Jej zdaniem, nie bez znaczenia jest w tym wypadku wpływ telewizji. Ponieważ niemieckie stacje niemal każdego dnia serwują programy dotyczące seksu, nastolatki wychwytują z nich najróżniejsze ciekawostki, esencję zostawiając jednak na później.
Natasza Socha
Tygodnik "Wprost", Nr 960 (22 kwietnia 2001), fragmenty
Poszukujesz wartościowej znajomości? Odwiedź nasze biuro matrymonialne Duet Centrum.