infolinia czynna codziennie

+48 730 730 723
  zamknij    ×

ZADZWOŃ
730 730 723

Nie chcemy być dla Ciebie anonimowi!
Cechuje nas empatia i indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny

WYŚLIJ SMS
730 730 723

np. Agnieszka, 35, wyższe, Poznań, po 18.
Oddzwonimy. Udzielimy pełnych informacji, odpowiemy na każde pytanie.
Cechuje nas empatia indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny.

powrót do listy poprzednia następna
Swaty elity - Duet w tygodniku POLITYKA

Swaty elity - Duet w tygodniku POLITYKA

Pokolenie, które przeprowadziło transformację ustrojową i zbudowało polski biznes, rozkręcając korporacje, przeszło przez wielką falę rozwodów, kolejnych partnerów szuka w biurach matrymonialnych. Po dawnemu. Niby starych, ale jednak nowych.

Ci, którzy próbowali różnych dróg, mówią najczęściej, że najgorszy jest Tinder. A ci, którzy dobrze znają się na swataniu dodają, że algorytmy stosowane przez tego typu portale randkowe w przypadku dojrzałych i bardziej zamożnych ludzi, po prostu się nie sprawdzają. Choćby dlatego, że sugerują potencjalnych kandydatów na partnerów, których sobie pokazują, opierając się głównie na ich fizycznej atrakcyjności, wyliczaną przez algorytm oceniający jakość fotografii. Klienci, których zawodowi swaci uważają za ciekawe osoby, z pełnym przekonaniem przedstawią innym klientom, Mimo, że nie łapią się na kryteria algorytmu. Bo zatrzymali się na estetyce sprzed dwudziestu lat i za sweter, który mają na sobie na zdjęciu, algorytm odjąłby im punkty.

Zmęczenie materiału decyduje o tym, że średnie pokolenie wychodzi powoli z internetu. Według badań co czwarta para poznała się w sieci; zważywszy jednak, ile randek musieli odbyć i jak wiele rozczarowań było po drodze, skuteczność internetu okazała się niewielka. Jedna czwarta wprawdzie znalazła, jednakże trzy czwarte zmarnotrawiły lata. Choćby dlatego, że prawie połowa użytkowników portali randkowych woli poprzestać na spotkaniach w sieci (raport Tindera, 2023 r.).

Niby wciąż można poznać się w pracy, ale im wyżej jest się w hierarchii, tym ryzyko zawodu wyższe. I tak warstwa starszych i tych zamożniejszych Polaków, po latach klikania w sieci, wraca pod skrzydła starych, dobrych biur matrymonialnych. Służących już nie tylko wydawaniu za mąż i organizowaniu ożenku. Najstarsze biura matrymonialne działają nieprzerwanie od wielu lat. Niektóre, jak sieć Duet Centrum, mają w kraju po kilka oddziałów, a w swoim portfolio po kilka tysięcy profili. Coraz częściej zgłaszają się też do nich single mieszkający za granicą. W samej stolicy działa ich kilkanaście, wśród nich kilka określa się mianem "biura dla wyższych sfer". Coraz częściej powstają kolejne takie miejsca. Jednak na rynku utrzymują się te najlepsze. Komputer służy tam jedynie za podręczną bazę danych. Cała reszta to zakrojony na kilka miesięcy, czasem na dłużej, nowy życiowy projekt.

 

Po co biuro matrymonialne?

Za pierwsze sito w ekskluzywnych biurach matrymonialnych służy cena usługi. Ponieważ zdolność opłacenia kilku, często kilkunastu tysięcy złotych rachunku, też jest jakąś miarą poziomu usługi i odniesionego sukcesu. Ktoś, kto decyduje się zainwestować w usługę zeswatania, zwykle już na starcie traktuje sprawę poważnie. Nie zgłasza się tam, żeby sobie pogadać przez telefon.

W internecie większość osób kłamie na swój temat. W biurach matrymonialnych nie da się. Swaci z Duet Centrum odwiedzają klientów w ich środowiskach, a podstawą do zawarcia współpracy jest osobista rozmowa, czasem trwająca parę godzin. Konsultanci Duetu bywają czasem w zaskakujących miejscach, jak np. położony na wielohektarowej działce pałacyk na Śląsku czy prezesowski gabinet w potężnej spółce, do którego wchodzą zapowiedziani jako wspólnicy czy biznesowi doradcy. Ale także w domu, w którym oprócz nowej klientki przyjmuje ich nastolatek kibicujący mamie w poszukiwaniu kogoś fajnego. Na resztę życia. Jeśli przedstawiciel Duetu ma wątpliwości, może poprosić o dokumenty np. potwierdzające wykształcenie czy rozwodowe. To taki rodzaj bezpiecznika, a dla klientów dowód i pewność, że skoro ich wiarygodność została zweryfikowana, podobnie będzie z potencjalnymi kandydatami.

 

Biznesmeni idą do biura matrymonialnego

Mężczyźni zgłaszający się do biur matrymonialnych, najczęściej są atrakcyjni dla kobiet ze swojego otoczenia. Bo np. zbudowali ogromne przedsiębiorstwo, mają nazwisko w branży lub dorobili się prestiżowych tytułów naukowych. Gdyby szukali miłości w swoim środowisku, mieliby w kim wybierać. Ale mieliby też sporo do zaryzykowania. Włożyli niemały wysiłek w to, co budowali, często kosztem swojego życia prywatnego. I, zwykle już na początku, mówią swoim doradcomszukam partnera spoza mojego środowiska.

- Klienci mówią nam, że przejawy zainteresowania ze strony współpracowników czy podwładnych im schlebiają, ale zupełnie nie biorą pod uwagę tych osób jako potencjalnych partnerek. Bo romans może być fajną sprawą wtedy, kiedy trwa, a gdy się kończy, staje się źródłem problemów. Rzadko kiedy ktoś, kto długo budował swoją pozycję, pozwala sobie na to, by stać się zakładnikiem zaprzeszłego romansu. – mówi Pan Paweł Niemiec, właściciel i założyciel biura matrymonialnego Duet Centrum. Nikt przecież nie chce, aby pracownicy plotkowali na przerwie o osobistych przygodach. Jeśli buduje się coś latami, z pełnym zaangażowaniem, wieloma wyrzeczeniami i z nadzieją, że firma przetrwa pokolenia, lepiej, aby na marginesach nie było takich problematycznych opowieści. Publiczne pranie brudów zrujnowało już wizerunek niejednej legendarnej polskiej firmie budowanej przez całe rodziny.

 

Ekspertki i celebrytki również stawiają na klasyczne biura matrymonialne

Choć to się powoli zmienia, biura matrymonialne ciągle jeszcze częściej odwiedzają kobiety. Ekspertki, właścicielki biznesów, nierzadko publicznie rozpoznawalne. Zapracowane, niezależne. Niektóre proszą na początek, żeby znaleźć im "normalnego" faceta z poczuciem własnej wartości, który nie będzie stremowany, gdy ktoś poprosi ją o autograf.

Najczęściej są w średnim wieku. I są ciekawe, co jeszcze życie im przyniesie. W ich przypadku wyjście poza środowisko często łączy się z potrzebą uwolnienia się od roli przedsiębiorcy czy szefowej. Albo wręcz przeciwnie, z nieumiejętnością wyłączenia tych skryptów, co przekłada się na sercowe porażki Bo sukces w budowaniu osobistej marki może iść w parze z frustracją, ze zmęczeniem nieustannym byciem sprawczą. Z ogólnym zmęczeniem wieloletnim funkcjonowaniem w realiach dworu, koterii albo też z dźwiganiem na własnych barkach emocji wielu ludzi, którymi się na co dzień zarządza.

- To nierzadko przekłada się na zachowania, które - patrząc z boku, wydają się dość absurdalne. Pewną naszą klientkę irytowało, m.in. gdy mężczyzna, z którym umówiła się kilka razy, otwierał jej drzwi. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego. Z czasem okazało się, że wtedy czuje się po prostu jak w pracy – mówi Barbara Kowalczyk, reprezentująca biuro matrymonialne Duet Centrum w Warszawie. - Naszym zadaniem jest wyłapać takie i podobne mechanizmy oraz uświadomić klientom ich działanie. Ale możliwe jest to tylko dlatego, że po pierwszym spotkaniu jesteśmy w stałym kontakcie z obiema swatanymi stronami. Rozmawiamy, zadajemy pytania - nienatrętne, ale ważne. Wyciągamy wnioski, doradzamy. 

Możliwy jest też inny wariant. Kobieta lubi swoją tzw. sprawczość: taka jest i nie zamierza się zmieniać, szuka więc w partnerze nieczęstego zestawu cech; kogoś, kto nie będzie z nią walczył, a jednocześnie nie rozgości się pod pantoflem. A najczęściej zwykle chodzi też o to, aby nie paść ofiarą tzw. łowców posagów – obu płci. Łowców szansy na wygodne, bezproblemowe życie na czyjś koszt. Nie tylko dlatego, że takie życie jest moralnie niewłaściwe – bo w sumie nie musi być. Bardziej, że związek zawiązany z takich powodów ma nikłe szanse, by się rozwijać. Jest wielce prawdopodobne, że taki łowca czy łowczyni posagu po miodowym miesiącu czy roku wyłoży w końcu na stół swoje np. psychopatyczne cechy. Wielu klientów odwiedzających biuro matrymonialne, przynajmniej raz przerobiło już ten wariant w praktyce i nie chce go powtórzyć.

 

Kryterium to nie wiek. Z kim szukamy miłości i tworzymy związki?

Wspomniana zasada, że lepiej szukać trochę dalej niż w najbliższym środowisku, uzupełniana jest o rozmaite warunki brzegowe. Żeby ona znała się na kuchni ormiańskiej. Albo żeby on mówił w takim języku, bo ona od lat spędza wakacje w tym kraju. Pierwszym zadaniem swatki, swata jest odsiać to, co przypadkowe, od tego, co ważne i zasadnicze, wyjść nieco poza skrypt sporządzony przez klienta, nie tracąc przy okazji jego zaufania.

Ale te warunki brzegowe rzadko są dobrze sprecyzowane. Z doświadczeń biur matrymonialnych wynika, m.in., że - wbrew pozorom, jedną z najmniej istotnych zmiennych jest wiek kandydatów. Ludzie mają do siebie pasować, także wizualnie. Jednak zwykle okazuje się, że tradycyjne "on dwa lata starszy" czy "ona pięć lat młodsza" ma się nijak do współczesnych realiów.

- Obecnie mamy ten luksus, że pracujemy z osobami należącymi do grupy ludzi zadbanych, atrakcyjnych pod wieloma względami, w większości aktywnych fizycznie, rozwijających się. I często mierzących otoczenie wedle siebie. – opowiada Paweł Niemiec.

55-letni mężczyźni często mówią, że nie interesują ich kobiety z ich roczników, a już na pewno nie starsze. Dlaczego? Bo fizycznie takie kobiety kojarzą się im z własnymi matkami.

 - Ale właśnie ich styl życia, sport, medycyna estetyczna i wszystkie te nowinki sprawiają, że fizyczny wiek stał się niejako abstrakcją. W przypadku rzeszy naszych klientów często nie sposób powiedzieć, w jakim są wieku. Można na pewno zauważyć, że są dojrzali i spełnieni. Na ciekawym etapie życia. Mają coś do powiedzenia. Mają temperament i apetyt na życie. Wiele spraw już pozałatwiali, mają czas. Wiele jeszcze mogą, a coraz mniej muszą. Mają też ochotę spędzić ostatnie aktywne dekady w twórczy sposób. I mają na to środki – opowiada Elżbieta Ożóg-Liszka, reprezentująca biuro matrymonialne Duet Centrum w Katowicach.

Wedle kryteriów stosowanych w butikowych biurach wiek potencjalnych partnerów okazuje się sprawą niewielkiej wagi. A jeśli już, pojawia się nowy trend, odwrotny do tego zapisanego w kulturze. Zdarza się, że 45-letni klient zastrzega sobie jako warunek, że chce poznawać wyłącznie kobiety do założenia rodziny. Odbywa się jedno, drugie, piąte spotkanie. I nic z tego. Przedstawiamy mu następnie kobietę w jego wieku bądź nawet starszą od niego o kilka lat. Bo podobne poczucie humoru, doświadczenia, zainteresowania. Bo jest ciekawa, atrakcyjna. Pojawia się fascynacja i temat dzieci ląduje na dalszym planie, a para przysyła zdjęcie z kolejnego kraju, który wspólnie zwiedziła.

 

Lista życzeń a rzeczywistość w szukaniu miłości

Atrakcyjność też jest zresztą kwestią umowną. Zdarza się czasem, że konsultanci Duetu doradzają zmianę fryzury, oprawek okularów, zachęcają, by na randkę ubrać sukienkę. Ale najczęściej jednak zdają się na własną ocenę. Na intuicję i wyczucie.

- To częsty motyw, że mężczyźni w większości proszą o szczupłą kandydatkę. Proszą, bo taki jest współczesny standard: szczupła równa się atrakcyjna. - podkreśla Paweł Niemiec. - Proponujemy nagle spotkanie z osobą o bardziej kobiecych kształtach, bo doświadczenie podpowiada nam, że te puzzle będą do siebie pasowały. I co? Finalnie okazuje się, że w ocenie klienta wywiązaliśmy się wzorowo; partnerka o krągłych kształtach, jego zdaniem, jest dokładnie taka, jaka być powinna.

Do przysłowiowego kosza na śmieci trafia większa część przymiotników z listy życzeń, które sprowadza się do planowania wspólnej przyszłości. Weźmy historię z Chorzowa. Ona – dentystka w średnim wieku. Chciała poznać lekarza, a najlepiej stomatologa, bo mogliby razem otworzyć i prowadzić klinikę stomatologiczną. Przedstawiono jej menagera na kontrakcie w Azji. Klienci musieli niemal stanąć na głowie, aby ułożyć sobie wspólne życie, ale gdy para do siebie nie pasuje, błahostka będzie pretekstem do zerwania znajomości, a jeśli oboje mają przekonanie, że warto, nie ma barier, których nie udałoby się pokonać.

Klientka z Warszawy, z zawodu nauczycielka wychowania przedszkolnego, chciała kogoś spokojnego, domatora. Dostała ofertę mężczyzny bardzo znanego w świecie sportu. Na pierwszym spotkaniu widok znanej twarzy ją nieco zawstydził. Nie poszło źle, ale też nie przesadnie dobrze. Kilka dni później wpadli na siebie na ulicy. Też są z grupy małżeństw, które przesyłają do biura pozdrowienia z różnych egzotycznych miejsc.

Trafił się też znany polityk. Opisywany w mediach specjalista pracujący w Dubaju. W takich sytuacjach biuro matrymonialne nie zdradza żadnych szczegółów drugiej stronie, zanim sami się nie spotkają. Jemu o niej przekazano tylko, że jest z wykształcenia polonistką – i była to prawda. O polityku, że pracuje dużo w terenie, na wyjazdach. Profesjonalni swaci skupiają się na osobowości i cechach, które, w ich odczuciu, czynią z tego kogoś interesującą osobę. Czasami nawet one nie potrafią powiedzieć, co to. Wtedy używają dość enigmatycznego zwrotu: "Macie państwo podobną energię", "Proszę mi zaufać". O dziwo, wielu to przekonuje.

 

Dlaczego warto wyjść poza schematy?

Przede wszystkim w biurach radzą się nie spieszyć. Niby byłoby dla nich lepiej; klient wykupił abonament, zapłacił, a po dwóch tygodniach mówi, że spotkał właściwą osobę, i robota z głowy.

 – Doradzamy ostrożność, bo nasza praca nie polega tylko na swataniu, ale przede wszystkim na stwarzaniu ludziom okazji do spotkań z innymi ludźmi – tych podobnych, ale i tych o nieco innych doświadczeniach, żyjących w innych środowiskach, z którymi, jak wierzymy, będą mieli o czym rozmawiać – przekonuje Paweł Niemiec. – To odróżnia nasz butik od internetowego supermarketu. A czy para naprawdę do siebie pasuje? Pokaże dopiero czas.

W tym sensie, biuro matrymonialne jest jak biuro podróży: poznając wybrane osoby spoza swoich środowisk, myślące nieco inaczej, takie, które idąc przez życie, zebrały różne doświadczenia, można się w tym przejrzeć jak w tafli wody. Jest także sposobność, by przemyśleć sobie wiele spraw, zadać sobie pytania, których wcześniej zadać nie było okazji, przymierzyć się do różnych możliwości , przećwiczyć różne ścieżki myślenia. Czasem nawet zatoczyć koło i uznać, że te początkowe założenia były słuszne, ale znacznie częściej – by wybrać na życie osobę, której algorytmy komputerowe przenigdy nie wzięłyby pod uwagę. To często pierwsza sposobność w życiu, by poznać samego siebie, właśnie poprzez relacje.

Czasem, przy okazji, zupełnie nieplanowanie, znajduje się igłę w stogu siana. Jak w ujmującej, choć niecodziennej historii z Pomorza. Klient: inteligentny, oczytany, przystojny. Z powodzeniem prowadził własną firmę. Ale był też trochę inny, nietypowy: od dziecka nie widział. Zdecydowała intuicja swatki. Pasowaliby – miała przeczucie. Choć, jak to często bywa, pan nie spełniał wielu z jej kryteriów. No i ta niepełnosprawność. Jak zareaguje klientka? Zapytała jednak i... Pani oczy się zaszkliły. Przez lata do robienia kariery naukowej do pracy napędzała ją relacja z niewidomym bratem. Wielkie zaangażowanie. Chęć, by mu pomóc. Znaleźć sposób. Coś stworzyć. Ale też szacunek i podziw, że brat buduje swoje piękne życie pomimo takich ograniczeń.

Klientka wiedziała, że osoby pozbawione wzroku mogą być niezwykle zaradne, samodzielne, również finansowo. Że mają osobowość. Wnętrze. Z tej perspektywy brak możliwości widzenia był jedynie szczegółem. Są parą do dziś.

Martyna Bunda, POLITYKA, nr 32 (3475), 31.07-6.08.2024

 

powrót do listy poprzednia następna
Duet Prestige Ekskluzywnie dla wymagających

Na życzenie przyjeżdzamy do klienta