Na życzenie przyjeżdzamy do klienta
Aktualności
Cudowny stan zakochania, czy to już miłość...30/08/2018
Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy, której konkluzje mogą dostarczyć wszystkim zakochanym i poszukującym miłości materiału do rozważań. Opowiada o tym Józef Przemieniecki - doradca , trener rozwoju osobistego i relacji między ludzkich, w tym relacji małżeńskich, z ponad 25 - letnim doświadczeniem. Auto wielu książek i artykułów z tej tematyki, między innymi poradnika "Małżeństwo nie musi być loterią", konsultant merytoryczny Duet Centrum
Stan zakochania – choć bezsprzecznie
to stan cudowny – nie trwa zbyt długo, prawda?
J.Przemienicki:
- Tak, według różnych badań maksymalnie są to dwa lata. Wspaniały czas motyli w brzuchu, myśli zdominowanych potrzebą bliskości, dotyku, przytulenia, jest ogromna tęsknota, gdy tylko ta druga osoba znika nam z oczu. Powszechnie mówi się, że osoba zakochana patrzy przez różowe okulary.
Czyli widzi tylko pozytywne strony. Będąc zakochanym nie
jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić naszego partnera, dostrzec jego wad, tych,
które mogą negatywnie wpływać na związek w przyszłości. Da się tego uniknąć?
- Nie. Nie da
się. Powinniśmy w tym miejscu zdeprecjonować ten stan zakochania. My w nim
świadomie nie bierzemy udziału, on się pojawia sam, to jest natura. Patrząc na
to globalnie – są w naturze pewne procesy, których celem m.in. jest zachowanie
gatunku, ja wiem, że to brzmi bardzo brutalnie, ale taka jest rzeczywistość. No
więc aby ten gatunek przetrwał, to musi się stworzyć, coś co nas powiąże, aby w
dalszej kolejności – na skutek naszej bliskości – gatunek ludzki trwał. Ale kiedy ten stan zakochania mija – to nagle
budzimy się i patrzymy na tę drugą połówkę, dziwiąc się i zadając sobie w duchu
pytanie: to ty czy nie ty… Dopiero wtedy bowiem obnażają się nasze prawdziwe umiejętności
kochania. A stan zakochania to nie jest stan, od którego można by tworzyć
wzorzec, powinno się obniżyć jego rangę.
Przychodzi więc czas na miłość, to już nie są motyle w
brzuchu, tylko solidna praca?
- Prawdziwa
miłość jest określoną postawą, to nie jest tylko uczucie. Ludziom się wydaje,
że miłość to jest kwestia obiektu. Jak z tym malarzem, który nie namalował nic
wspaniałego, ale wciąż powtarza, że jak znajdzie właściwy obiekt, to dopiero
stworzy obraz! Ale miłość to kwestia umiejętności. Ludzie nie zdają sobie
sprawy, że trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, aby prawdziwie kochać.
Umiejętność kochania ma w sobie oczywiście każdy człowiek, ten potencjał
miłości, ale nie każdy potrafi go rozwinąć.
Odnalezienie go w sobie jest nam niezbędne do budowania
trwałego związku?
- Budowanie
trwałej relacji to rozwijanie umiejętności kochania. Każdy może ją rozwinąć, bo
każdy ją w sobie ma. To nie jest tak, jak z grą na pianinie, że jest tylko dla
utalentowanych wybrańców.
Pytania od męskiej części redakcji - dlaczego kobiety nie są
konsekwentne, dlaczego mówią: domyśl się i co to znaczy?
- Bardzo
ciekawe pytania. Ale ja bym to ujął tak: skąd się biorą takie pytania, za
każdym pytaniem kryje się jakaś intencja. Czy chodzi o to, że nie domyślają się
tego, czego one chcą? Nie odpowiadają na ich oczekiwania? Nie rozumieją ich?
Kiedy wchodzimy
w relację uruchamiają się w mózgu trzy struktury, dzisiaj przy tak rozwiniętych
możliwościach techniki badawczej, wszystko można
odczytać, zobaczyć. Jedna struktura jest odpowiedzialna za popęd
seksualny, druga potrzeba miłości, trzecia struktura jest odpowiedzialna za
miłość bezwarunkową, taką, jaką odczuwa matka do dziecka, kocham, bo jesteś.
Uosabia ją ten pierwiastek czystej miłości, o którym mówiłem, który jest w
każdym z nas.
Nie ma więc przeszkód, aby kobietę i mężczyznę połączyła
taka miłość bezwarunkowa, aby właśnie to do siebie czuli nawzajem?
- Oczywiście,
ale bez pracy się nie da, nie ma na to szans.
Ze stanu zakochania nie możemy przejść od razu w tę fazę?Nie,
absolutnie. Właściwie to sens życia polega na tym, aby odkrywać ten czysty
pierwiastek miłości. Kiedy już dana osoba go w sobie odkryje i zacznie
rozwijać, to nie dość, że potrafi pokochać bezwarunkowo, to jeszcze jak on na
tę osobę wpłynie pozytywnie! Człowiek umie wtedy bez trudu dostrzec swoje mocne
strony, podejść do siebie ze zrozumieniem, z szacunkiem. Rzeczywistość, która
go otacza zaczyna inaczej wyglądać. Po drugiej stronie zostaje lęk, obawa,
które zawężają perspektywę widzenia i czucia. Powiem jako ciekawostkę, że ten
podział, bardzo wyraźny, który mamy na świecie, w społeczeństwie, Stany
Zjednoczone są podzielone, Europa Zachodnia jest podzielona, ma swoich
przywódców po jednej i po drugiej stronie, wynika z faktu, że jedni są bliżej,
a drudzy dalej od tej czystej miłości. Jeżeli człowiek ma ten pierwiastek
uruchomiony – to jest otwarty na współpracę., z łatwością może koncentrować się
pozytywnych aspektach drugiej osoby niż negatywnych. Jeśli nie – to patrzy
przez pryzmat lęku.
Co zatem należy zrobić, aby ten pierwiastek czystej miłości
uaktywnić?
Jest to cały
proces. Przede wszystkim trzeba posiadać najważniejszą i niezbędną cechę –
otwartość. Osoba, która nie jest otwarta mówi do drugiej: musisz mnie kochać, akceptować takiego, jaki jestem. Cechą
otwartości zaś jest to, że człowiek uwagę potrafię skierować również na siebie,
przyjąć do wiadomości to, co ktoś mu mówi i zastanowić się nad tymi słowami,
przyjrzeć się sobie, zweryfikować to. Obejrzeć
swoje oprogramowanie, a nie tylko partnera czy partnerki. Na szczycie cechy
otwartości dana osoba jest bardziej zainteresowana przyglądaniem się sobie, a
nie swojemu partnerowi, ponieważ wie, że jeśli otworzy się na siebie, to będzie
bardziej skuteczny we wpływaniu na swoją druga połowę, zdobędzie większe
umiejętności, kompetencje społeczne. Co już będzie miało przełożenie nie tylko
w relacji damsko-męskiej, ale także w życiu zawodowym.
Czyli – może banalnie – pracę zaczynamy od siebie.
Oczywiście. Stwierdzenie
to liczy sobie tysiące lat! Ponad dwa i pół tysiące lat temu mówił o tym Budda.
Jezus w swoich naukach również mówił o tym wielokrotnie. Wystarczy wziąć do
ręki Biblię, która mówi o miłości rozlanej w naszych sercach, albo Katechizm
Kościoła Katolickiego, który mówi słuchaj
głosu swojego serca, tam masz wszystko, poddaj się temu, a twoje życie będzie
zupełnie inaczej wyglądało, nie kombinuj, nie wymyślaj życia, tylko oddaj się
głosowi swego serca. To stamtąd płynie do nas wiarygodna informacja
dotycząca wyboru życiowego partnera, jak również informacja o ważnych dla nas
decyzjach i wyborach. O potrzebie otwarcia się na siebie wiele mówi psychologia
upatrując w takiej postawie wysoki poziom dojrzałości człowieka.
Uświadomienie sobie tego nie jest chyba łatwym procesem
Potrzebowałem
na to trochę czasu. Kiedy pewnego ranka zobaczyłem piękną pajęczynę, która
zaskoczyła mnie swoim niemalże idealnym kształtem. Wówczas przyszło mi do głowy
pytanie skąd ten pająk wiedział, żeby właśnie tak ją zrobić. Skąd on wiedział
jak zachować te idealne proporcje, taką spójność i harmonie jej obrazu?
Zapytałem siebie: czy on to wymyślił? No nie. Ta umiejętność jest w nim. Skoro
on ma ją w sobie, to ja będąc elementem tej samej natury, również powinienem mieć
w sobie umiejętność budowania własnego życia. Czyli wystarczy, abym tę
szczególną umiejętność w sobie odkrył i moje życie będzie również tak
harmonijne jak ta pajęczyna. Wtedy będę podejmował decyzje, które powinien
podjąć, będę wchodził w relacje, które są dla mnie najlepsze. Zawodowo również wejdę
w sferę, która jest dla niego optymalną. Tylko trzeba przestać wymyślać!
Przestać się bać. Trzeba uwierzyć w ten potencjał. Doktryna Kościoła
Katolickiego mówi o planie jaki Bóg ma wobec nas, planie, którego odkrycie
zależy od nas. A kiedy go odkryjemy, to wówczas życie, i to w każdym zakresie
(m.in. w finansach, relacjach) będzie tak harmonijne i spójne, jak pajęczyna,
którą zobaczyłem pewnego ranka. Psychologia stan w jakim wówczas znajduje się
człowiek nazywa „stanem flow”.
Oczywiście. Współczesna
psychologia w swoich badaniach w pełni potwierdza to, o czym mówią od wieków
filozofowie, myśliciele, że największym problemem ludzi jest to, iż nie widzą
świata takim, jaki on rzeczywiście jest. Inny świat widziany jest przez pryzmat
lęku, a inaczej go widzimy będąc pod wpływem miłości. Każdy z nas przeżywa stan
obniżonego nastroju. Wówczas jak inaczej postrzegamy nasze życie w stosunku do
tego, kiedy czuliśmy się dobrze. Klasycznym przykładem jak mocno może być
wykrzywiony obraz świata jest ten jaki widzi go osoba będąca w depresji. Jej
lęk jest na wyjątkowo wysokim poziomie. Im więcej mamy w sobie uaktywnionej
miłości, tym widzimy świat bardziej zobiektywizowany, czyli taki jaki jest w
rzeczywistości.
Dwie osoby
będące w związku często różnią się poziomem uaktywnionej miłości, co sprawia,
że widzą różnie świat ( w tym innych ludzi), różnie go oceniają. Kiedy prowadzę
wywiad z parą, która zgłosiła się do mnie po wsparcie, to niekiedy odnoszę wrażenie,
że żyją oni w dwóch różnych światach. To dlatego jedna ze stron związku powołując
się na to co widzi, może powiedzieć: „ty mnie nie kochasz”, gdy tymczasem druga
strona może być tym stwierdzeniem bardzo zaskoczona, nie rozumiejąc w ogóle
tego zarzutu.
Jak to naprostować?
Powinniśmy dążyć
do ujednolicenia obrazu świata jaki postrzegamy.
Jak tego dokonać?
W obliczu tego,
co powiedziałem wcześniej, odpowiedź jest jednoznaczna: uaktywniajmy w sobie
miłość. Nie jest to proces łatwy, ale możliwy. Żałuję, że w procesie edukacji
nie uczono nas jak to robić. Jest jednak dziś dostępna odpowiednia literatura,
do tego można skorzystać ze wsparcia tych, którzy mają w tym zakresie
doświadczenie, lub zawodowo zajmują się procesem uaktywniania miłości. Ważne tu
jest, aby uwierzyć, iż ta miłość, jest w nas, że z niej bierze swoje źródło tak
potrzebna w życiu moc, że sięgając w głąb nas samych usłyszymy również ten
wewnętrzny głos, który wprowadzi nas na najlepszą dla nas drogę. Ważne jest,
aby zdać sobie z tego sprawę, że nasza atrakcyjność partnerska, umiejętność
rozwiązywania konfliktów, wprost zależy od tego jak bardzo aktywna jest nasza miłość.
Powinniśmy również wiedzieć, że każdy (!) kryzys i problem, to wezwanie do
pracy nad sobą, nad uaktywnianiem miłości. To w ten sposób Bóg, dla niektórych natura,
daje nam znać: skieruj uwagę na siebie,
nie szukaj szczęścia na zewnątrz. Kiedy idziemy do lekarz? Kiedy coś nam
dolega, coś nas boli. Kryzys jest informacją dla nas, że coś ze sobą trzeba
zrobić.
Ale kiedy w związku wydarzy się coś więcej, kiedy ten kryzys
spowodowany jest zdradą?
Zdrada jak
każdy poważny problem „może zabić, albo wzmocnić”. Znam związki, gdzie zdrada
spowodowała ich rozpad, i znam również takie, gdzie to samo wydarzenie
wzmocniło związek w ten sposób, iż w wyniku tego poważnego kryzysu oboje
rozpoczęli intensywną pracę nad sobą. Osobiście kierowałem przemianami w takich
związkach. Wszystko zależy od tego na ile oboje partnerów otwarci są na pracę
nad samym sobą. Jest ona potrzebna zarówno osobie, która zdradziła, jak i tej
zdradzonej. Otwartość na wewnętrzne przemiany uaktywnia miłość, ta z kolei
sprawia, że taki człowiek zaczyna odczuwać coraz większą osobistą moc, większe
poczucie własnej wartości. Jedna z moich klientek powiedziała mi, że
podziękowała mężowi za to, że trzy lata temu zdradził ją (autentyczne). Ten
poważny i bardzo bolesny kryzys, w połączeniu z jej otwartością na wewnętrzne
przemiany sprawił, że stała się dojrzałą osobą, z poczuciem własnej wartości, z
odkrytą w sobie radością życia i poczuciem szczęścia. Do dziś jest w związku ze
swoim mężem, który również w sobie dokonał bardzo poważnych przemian.
To zależy.
Jeżeli ktoś ma w sobie taki dynamizm rozwojowy, tę otwartość, o której mówiłem,
to dla niego ta zdrada i to, przez co razem z drugą osobą przeszli, przeżyli
przez to wydarzenie, jest sygnałem do pracy nad sobą. Niektórzy po takim wstrząsie
budują relację i stają się szczęśliwi.
Dlaczego tak wiele związków małżeńskich młodych ludzi dziś
kończy się rozwodem? Kiedyś tak nie było.
Presja
społeczna, Kościół – to były te elementy, które spajały związek. Jakość wielu z
tych małżeństw jednak nie była wcale idealna. Dzisiaj młodzi ludzie wyzwolili
się spod tej presji. Przybiera to absurdalne formy. Coś jest nie tak, jakiś
drobiazg nie pasuje, nie tak się uśmiechnęła, nie tak coś powiedział, nie
pasuje mi to, pakuję walizki i wychodzę, szukam dalej. A tymczasem tu trzeba
refleksji – to może ja, może ze mną coś jest nie tak. Niekiedy proponuję parom
– zawieście swój związek na chwilę,
zajmijcie się sobą, każdy z osobna, ja wam w tym pomogę. Kiedy łykną już bakcyla
wewnętrznego rozwoju, relacja zaczyna się niemalże sama układać, bo jej treścią
staje się miłość, którą każdy w sobie odkrywa. Budując siebie samych, budują
jednocześnie własne relacje, które przybierają formę „płomiennej przyjaźni”.
Skąd mamy mieć pewność, że odkryliśmy w sobie tę czystą
miłość, że już wszystko nam się będzie układać?
Mała korekta do
pani pytania: nie „odkryliśmy”, tylko „odkrywamy”. Jest to stały proces, który
tak naprawdę stanowi esencję naszego życia. Od wieków mówią o tym filozofowie,
mówi o tym m.in. wiara katolicka. Kiedy w wyniku procesu wewnętrznych przemian,
odkrywamy w nas (uaktywniamy) tę prawdziwą miłość, wówczas odczuwamy coraz
więcej spokoju, poczucia bezpieczeństwa, pojawia się coraz więcej bezwarunkowego
poczucie radości. W świecie zewnętrznym zaczynają się pojawiać pozytywne
rzeczy, stajemy się coraz bardziej skuteczni w naszych działaniach, ponadto
jesteśmy coraz bardziej życzliwi dla innych, a jednocześnie stajemy się
asertywni wobec złości i agresji innych. Po prostu zaczynamy „płynąć” przez życie.
Gdyby ludzie odkrywali tę miłość w sobie to związki mogłyby
trwać „na zawsze”, nie byłoby rozstań?
Tak, absolutnie
tak. Uważam, że gdybyśmy mieli wiedzę o tym, o czym tu mówimy, no może w nieco
szerszym zakresie, powiedzmy w wieku 20 lat, to jak inaczej budowalibyśmy
związki. Nie nadawalibyśmy tak znaczącej rangi stanowi zakochania, a trwałość i
szczęście związku widzielibyśmy przede wszystkim w tym na ile potrafimy odkryć
naszą miłość własną. Wówczas zapewne wspieralibyśmy siebie nawzajem w odkrywaniu
tej miłości, a widząc tego pozytywne efekty stawalibyśmy się dla siebie coraz
bliżsi. Moim marzeniem jest stworzenie systemu edukacji, który przekazywałby niezbędną wiedzę, a
jednocześnie uczył jak praktycznie uaktywniać swoją miłość.
Co jeszcze zagraża trwałej relacji? Zazdrość, zaborczość?
Zazdrość i
zaborczość o którą tu pani pyta jest wynikiem wysokiej potrzeby miłości, o
której wspominałem na początku naszej rozmowy. Potrzeba miłości przejawia się
potrzebą bliskości, ciepła, wsparcia, zauważenia, docenienia. Kiedy jej poziom
jest wysoki wówczas wysokie są również oczekiwania w stosunku do
partnera/partnerki. Niekiedy potrzeba miłości jest tak duża, iż niemożliwe jest
jej zaspokojenie. Wówczas pojawiają się pretensję o za małą ilość telefonów podczas
pracy, za brak kwiatów, za zbyt szczery uśmiech do sąsiadki/sąsiada, albo za
brak zainteresowania podczas spotkania towarzyskiego. Kreatywność w
formułowaniu uwag potrafi być zaskakująca. Spełnienie oczekiwania daje tylko
krótkotrwały efekt stanowiąc coś na wzór „tabletki przeciwbólowej” na zawyżoną
potrzebę miłości.
To polega na tym, że koniecznie trzeba kogoś kochać - czy
chce się być kochanym?
Kiedy osoba z
zawyżoną potrzebą miłości mówi „kocham cię” oznacza to nic innego jak pytanie „czy
zaspokoisz moją potrzebę miłości?”. Osoby takie często twierdzą, że bardzo
kochają swojego partnera, że są mu całkowicie oddane, i że nie wyobrażają sobie
życie bez niego. Gdy tymczasem tak naprawdę to w swoim partnerze widzą źródło
miłości, to on ma ją dawać. W ten sposób partner staje źródłem szczęścia,
radości życia, poczucia spełnienia, bezpieczeństwa, które daje miłość.
Jeżeli osoba z wysoką potrzebą miłości,
z wysokimi oczekiwaniami wobec partnera, nie skieruje uwagi na siebie, nie
podejmie trudu uaktywniania własnej miłości, to sugerowałbym rozważenie
zerwania takich relacji, gdyż z czasem stają się one coraz bardziej
destrukcyjne.
Jakaś rada na koniec?
Fundamentalne przykazanie naszej religii mówi o miłości do bliźniego.
Jest to niezmiernie ważne przykazanie – przesłanie. Kiedy w relacjach z innymi
kierujemy się szacunkiem, życzliwością, kiedy wspieramy innych w chwilach gdy
tego potrzebują, wówczas uaktywnia się nasza miłość. Kiedy do tego prowadzimy
jednocześnie proces wewnętrznych przemian oparty na autorefleksji, wówczas bez
trudu dostrzeżemy efekt działania uaktywnionej naszej miłości zarówno w
relacjach z innymi, jak również w pozostałych aspektach naszego życia. Warto
nadać temu procesowi rangę największego priorytetu.