Na życzenie przyjeżdzamy do klienta
Aktualności
Razem w pracy - niebezpieczne związki15/05/2019
Zachęcamy do przeczytania artykułu "Korpo love story: niebezpieczne związki", który ukazał się na łamach bezpłatnego miesięcznika "Korpo Voice" (www.korpovoice.pl, wydanie 04/2019 )
Dlaczego firmy tak
bardzo obawiają się związków między pracownikami? Czy w bezdusznej machinie
korporacji brakuje miejsca na ludzkie uczucia? Otóż nie. Przyczyna jest
znacznie bardziej trywialna: chodzi o atmosferę.
Według profesorów
Dillarda i Wittemana, romanse w pracy zdarzają się bez względu na kulturę
organizacyjną i poziom zaangażowania pracowników. Odsetek wchodzących w takie
związki rośnie wraz z wielkością organizacji – w małych firmach często jest
równy zero, w średnich to zwykle kilka procent, w dużych – nawet kilkanaście.
Wśród nich kobiety to najczęściej osoby młodsze, o krótszym stażu i zajmujące
niższe stanowiska. U mężczyzn takiej zależności nie ma, w związki w pracy
najczęściej angażują się panowie z wykształceniem wyższym. W amerykańskich
firmach około 40 procent badanych przyznaje, że co najmniej raz umawiali się na
randkę z kolegą lub koleżanką z firmy. Kolejne 20 procent nie miało takiego
doświadczenia, ale uważa, że byłby to dobry pomysł. Okiem pracodawcy Przyczyny
angażowania się w związki w pracy można podzielić na trzy kategorie. Pierwszą z
nich jest autentyczna miłość lub wzajemna fascynacja. Porażeni nagłym i
niespodziewanym uczuciem, zakochani często postrzegają wspólną pracę jako
potencjalną przeszkodę (ach! jakie to romantyczne, gdy miłość napotyka
przeszkody!), dlatego zwykle nie obnoszą się zbytnio ze swoją relacją lub wręcz
trzymają ją w tajemnicy przed innymi osobami w firmie. Zdarza się, że sprawa
wychodzi na jaw dopiero w momencie, gdy… biorą ślub i ona informuje dział kadr
o zmianie nazwiska. Tego typu relacje są stosunkowo nieszkodliwe dla
organizacji, o ile tylko para spotyka się poza godzinami pracy, a ich bliska
znajomość nie powoduje konfliktu interesów. Drugą z przyczyn jest chęć
przeżywania przygód i ekscytacji. Może to być sposób na odreagowanie stresu w
pracy, albo na poradzenie sobie z trudnymi przeżyciami osobistymi – np.
kryzysem w związku, chorobą lub śmiercią członka rodziny. Odkąd pojawiły się
technologie takie jak Tinder, osoby poszukujące przygód odnajdują się szybko i
bez większego problemu. Dla pracowników korporacji spędzających większość życia
w biurze może to być spore ułatwienie: zamiast poszukiwać ekscytujących, przygodnych
znajomości w nocnych klubach czy na spotkaniach speed dating, wystarczy przyjść
do biura i uruchomić aplikację w telefonie, aby zobaczyć kto na tym samym
piętrze biurowca ma dziś ochotę na odrobinę szaleństwa w trakcie przerwy na
lunch. W dużych miastach oferta mieszkań lub zacisznych pokoi wynajmowanych na
godziny jest całkiem spora i nieustannie się powiększa, a ich cena bywa równa
cenie… dobrego lunchu dla dwojga. Firmowe polityki i zakazy mogą jedynie
wzmagać ekscytację, zakazany owoc zawsze smakuje lepiej. Z punktu widzenia
pracodawcy to również dość niegroźna grupa, o ile tylko w ramach szukania
wrażeń nie zrobią czegoś, co wywoła powszechną sensację i źle wpłynie na
wizerunek firmy. Trzeciej z przyczyn pracodawcy boją się najbardziej. Jest to
chęć wpłynięcia na swoją karierę poprzez intymne relacje z szefami, kluczowymi
klientami czy wysoko postawionymi decydentami. Skąd te obawy? Wyobraźmy sobie
dyrektora działu, który skończywszy czterdziestkę chciał udowodnić sobie, że
wciąż jest młody, męski i pełen sił witalnych. W dodatku czuł się samotny, bo
od kilku lat był weekendowym mężem i ojcem – żona z dziećmi mieszkała w innym
mieście, oddalonym o kilka godzin drogi. Na portalu ogłoszeniowym poznał
20-letnią studentkę, „poszukującą silnego i dojrzałego mężczyzny, sponsoring
niewykluczony”. Wynajął jej mieszkanie i opłacił studia, w zamian za „spotkania
prywatnie, pełna dyskrecja, preferowany układ na wyłączność”. Okazało się, że
jego wybranka, poza figurą modelki, wyjątkową sprawnością fizyczną oraz „odwagą
do eksperymentowania” cechowała się wysokim poziomem inteligencji, atencją do
detali i zdolnościami organizacyjnymi. Pewnego dnia pomyślał: a gdyby tak
zatrudnić ją u nas w firmie? Tak się złożyło, że prezes akurat szukał
asystentki… Domek z kart Odkąd wdrożył w życie swoją decyzję, ich związek
wszedł na nowy poziom. On miał wiedzę i lata doświadczenia w korpootoczeniu,
ona miała dostęp do tajemnicprezesa i większości poufnych dokumentów. W firmie
wrzało od plotek, ale wiedzieli, że nie muszą się nimi przejmować. Byli trochę
jak Claire i Frank Underwood: razem mogli osiągnąć wszystko. On był dla niej
mentorem: dzięki niemu w wieku 20 lat znała już więcej tajników korporacyjnych
rozgrywek, niż niejeden stary wyjadacz. Łącząc tę wiedzę z urokiem osobistym, w
pracy zawsze stawiała na swoim. Szybko awansowała na specjalistę, później na
menadżera. Stażyści w firmie zastanawiali się, jakim cudem ich rówieśniczka
mogła tak szybko zdobyć tak wysokie stanowisko? Plotka głosiła, że podobno
osiągnęła to „przez łóżko”. Źle to świadczyło o perspektywach rozwoju w firmie.
Wielu studentów po odbyciu stażu rezygnowało z tego powodu ze starania się
tutaj o pracę. Gdy skończyła studia i kupiła własne mieszkanie, postanowiła
zakończyć ten układ. Nie był jej już do niczego potrzebny. On bardzo to
przeżył. Zbiegło się to w czasie z jego problemami w pracy, zaliczył kilka
spektakularnych wpadek i w efekcie został przesunięty na niższe stanowisko.
Kilka lat później ona była najmłodszym w firmie dyrektorem działu, a on –
dobiegającym pięćdziesiątki, skromnym szefem zespołu. W wyniku reorganizacji jego
zespół wcielono do obszaru, którym ona zarządzała. Krótko mówiąc, został jej
podwładnym. Historia zatoczyła koło: teraz to on był zależny od niej. Ale nikt
jeszcze nie spodziewał się nadciągającej katastrofy. Karma sprawiedliwa?
Zaczęło się od plotek. Stali bywalcy palarni oraz miłośnicy pogawędek przy
ekspresie do kawy prześcigali się w prognozach. Dominował pogląd, że „teraz to
ona da mu popalić”. Co ciekawe, większość jej w tym kibicowała. W kinach
puszczano właśnie „Sponsoring” Małgorzaty Szumowskiej, więc tym bardziej
panowie sponsorujący ubogie studentki nie mieli dobrego PR-u, większość ludzi
postrzegała te młode kobiety wyłącznie jako ofiary systemu. Poza tym od
tysiącleci wiadomo, że nic nie stanowi równie dobrej rozrywki dla mas, jak
czyjś spektakularny upadek, najlepiej z wysoka. Patrzcie, mówili, taki był
ważniak, wykorzystywał dziewczynę, a teraz musi przed nią stawać na baczność,
bo inaczej nie dostanie premii. Normalnie komedia, tylko kupić popcorn i czekać
na rozwój wydarzeń. Jemu nie było do śmiechu. Słyszał, co ludzie mówią „na
korytarzu”. Wiedział, że w razie czego nikt nie stanie po jego stronie. Bał
się. W takim stanie łatwo o błąd. W krótkim czasie podjął kilka złych decyzji,
nie doszacował ryzyk ryzyka, przeliczył się w planowaniu. Na koniec półrocza
nie dowiózł targetów. „Zrób coś z tym, bo inaczej wiesz, że będę musiała cię
zwolnić. Jak by to wyglądało?” – usłyszał od niej. Kiedy trzy miesiące później
wręczała mu wypowiedzenie, jej też nie było do śmiechu. Nie przyłożyła ręki do
jego porażki, ale wiedziała, że większość ludzi będzie ją o to obwiniać. Tak
też się stało. W firmie przylgnęła do niej łatka „zołzy” czy wręcz „modliszki”,
która wykorzystuje facetów, żeby potem wyrzucić ich na bruk. Ludzie przestali
jej ufać, potem zaczęli jej unikać. Firma liczy straty Podsumujmy: na początku
był nepotyzm. Potem zła atmosfera pracy i spadek wzajemnego zaufania w gronie
managementu, gdy ona była asystentką prezesa. Zniechęcenie uzdolnionych
absolwentów do podjęcia zatrudnienia. Atmosfera sensacji i nagonki, gdy on
został jej podwładnym. Ryzyko postawienia zarzutów o mobbing, gdy został
zwolniony z pracy. Problemy we współpracy między menadżerami, gdy ludzie
zaczęli się od niej odsuwać. Co więcej, wieści o tym co dzieje się w firmie
mogły wyjść na zewnątrz i źle wpłynąć na wizerunek pracodawcy. Żadna z tych
rzeczy nie wydarzyłaby się, gdyby nie ta jedna, ryzykowna relacja. Właśnie
dlatego korporacje tak bardzo obawiają się związków między osobami, które
blisko ze sobą współpracują. Gdy w grę wchodzi mieszanie relacji intymnych z
relacją przełożony-podwładny, gdy jedna z osób należy do top managementu lub
gdy ma dostęp do firmowych tajemnic, zaczyna się jazda bez trzymanki. Jedno
jest pewne: potencjalne straty dla firmy mogą być dotkliwe i są trudne do
oszacowania. Dlatego wiele korporacji stosuje restrykcyjne polityki, nakazujące
np. zgłaszać do działu HR wszelkie przypadki związków między osobami, które
łączy podległość służbowa, gdy jedna z osób ma dostęp do tajemnic firmy lub gdy
należy do top managementu. A swoją drogą, korpożycie i bez tego obfituje w
niespodziewane zwroty akcji. Można by o tym napisać osobny felieton.